Kuchnie Świata - Jordania

Dawno nie publikowałam nic z cyklu kuchnie świata, ale jakoś mało podróży w dziwne zakątki było. Jednak ostatnia podróż - do Jordanii - sprawiła, że znów mogę wrzucić tu swoje przygody z egzotycznym jedzeniem.
Kuchnia jordańska to typowa kuchnia Bliskiego Wschodu. Dla mnie to jednak nowość, bo poza Turcją nie byłam nigdy w tych rejonach. 
Od tej podróży Jordanię kulinarnie będę kojarzyła z chlebkami typu pita, pastami, kawą z kardamonem i kunafą !
Zacznijmy jednak od pieczywa. Różni się ono znacznie od naszego, w Jordanii to płaskie chlebki przypominające pitę, zwane khubz, z tzw. kiszonką na dodatki lub nieco większe zwane szrak. Chlebki te podawane są praktycznie do każdego posiłku, zarówno do śniadań, jaki i do obiadu czy kolacji, do past, ale też do mięs i ryżu. 
Chlebki często wypiekane są w takich ulicznych piecach:
Często posiłki rozpoczynają się od mezze, czyli przystawek - małych talerzyków na których znajdują się różnego rodzaju pasty, np. pasta z bakłażana i sezamu, pasta z bobu, różne humusy, czy pasty na bazie sera. Pojawiają się też falafele z ciecierzycy, klasyczne sałatki z pomidorem, pietruszką, miętą i cebulą, wiele odmian oliwek różne sałaty. Do tego wszystkiego dużo kiszonek - kiszone ogórki, to klasyk, tam serwują różne kiszone warzywa, marchew, kalafiora, paprykę, a nawet ostre papryczki. Kiszonki są tam dużo bardziej słone niż spotykane u nas.
Mezze można jeść jako przystawkę przed większym daniem, ale też jako samodzielne danie. Często też podawane są w hotelach na śniadanie.
Jeśli chodzi o dania główne to jedliśmy różnie. Zarówno grillowane mięsa jagnięce czy wieprzowe, kurczaki, ryby, ryż, warzywa, czy też szwarna, czyli popularny kebab. Kilka razy jedliśmy też zupę, ale jakoś szczególnie nie zapadła mi w pamięci. 
No poza zupą z owoców morza, którą jedliśmy w Akabie nad Morzem Czerwonym. Dobra tam była też ryba nawet skusiliśmy się na rekina.

Niestety nie mieliśmy okazji zjeść tradycyjnej potrawy, dani wywodzącego się z kuchni koczowniczych Beduinów zwanego mansaf. Danie to składa się głównie z ryżu i jagnięciny bądź kurczaka w sosie z jogurtu lub śmietany. Danie jest typowe dla kuchni Jordańskiej, ale wcale nie tak łatwo dostępne. W większości miejsc, gdzie jadaliśmy nie było dostępne (w jednej przegapiliśmy, tzn. nie przypuszczaliśmy, że będzie, a jak już wychodziliśmy to się okazało, że mieli. 
W ostatni dzień w Madabie znaleźliśmy restaurację, gdzie serwowali mansaf, ale niestety było tam tak nadymione, że nie daliśmy rady nawet wejść. Niestety w restauracjach można palić, a że Jordańczycy palą dużo i wszędzie, trudno znaleźć miejsce wolne od dymu.
I jeszcze taka ciekawostka dla wegetarian - w Jordanii kurczak to nie mięso, gdy pytaliśmy o dania wegetariańskie to zawsze (!) proponowano kurczaka ;)
Innym typowo beduińskim daniem jest zarb. Zjeść można go na pustyni Wadi Rum. Zarb to pieczone kawałki najczęściej kurczaka, ziemniaków i warzyw, ale nie same składniki są ciekawostką, tylko sposób przyrządzania. Danie piecze się w dole wykopanym w ziemi, na którego dnie rozpala się ogień. Gdy płomienie ustaną i utworzy się żar, do dołu wkłada się coś w stojak podobny do grilla, z półeczkami na których są wymienione niżej produkty. Na górę nakłada się pokrywę, przykrywa ją kocem i zasypuje ziemią na 2-3 godziny.Po tym czasie danie nadaje się do spożycia.
W wielu miejscach, zwłaszcza w miastach, można kupić przekąski uliczne, np. tego typu bułeczki z nadzieniem z ser, czerwonej cebuli lub mięsa, albo placki zwane manakeesh płaskie chlebki obficie przyprawione tymiankiem i sezamem. 
To teraz przejdźmy do deserów. Praktycznie w każdym mieście znajdzie się cukiernia, w której można kupić najróżniejsze słodkości. Głównie są to różne rodzaje i odmiany baklawy, z różnorakim nadzieniem, w różnych kształtach. 
Pojawiają się też torty i ciastka z kremami, ale tego nie próbowaliśmy, ja zresztą za takimi słodyczami nie przepadam.
Można też znaleźć katayef - maleńkie ciasteczka, a'la miseczki wypełnione kremem podobnym do budyniu lub pistacjami i orzechami.
Ale deser, który zdobył moje podniebienie to kunafa. Jest to rodzaj sernika, który koniecznie trzeba jeść na ciepło. Na dużej blaszce piecze się lub raczej smaży słodkie ciasto, na którego wierzch daje się sporą ilość białego sera (podobno owczego, ale nie mam pewności czy zawsze). Następnie ciasto wprawnie przekładane jest do większej blaszki serem do dołu i piecze/smaży się tak długo aż ser będzie się rozpływał. Z wierzchu ciasto posypane jest siekanymi pistacjami i polewane syropem cukrowym. Tak wiem, niezdrowe, ale nie jem tego na co dzień (chociaż w czasie pobytu w Jordanii jadłem prawie codziennie) i pewnie przez wiele lat więcej tego nie zjem. Jednak jest pyszne i jak tylko będziecie w Jordanii to koniecznie musicie spróbować.  Jak wspominałam wcześniej kunafę trzeba jeść na ciepło, raz kupiliśmy, żeby zjeść w hotelu, ale zimna już tak dobrze nie smakowała.
Jeśli chodzi o napoje to głównie woda, kawa i herbata. Przy czym kawa po Jordańsku, czyli parzona jak po turecku (w garnuszkach z długą rączką, mielona kawa jest kilkakrotnie doprowadzana prawie do wrzenia), ale z dodatkiem kardamonu (kardmon do kawy dodawany jest najczęściej podczas mielenia). Na początku kawa mi smakowała, ale po kilku dniach nie byłam w stanie wypić jej bez cukru (a kawy w swoim życiu nie słodziłam nigdy !). Herbaty też nie słodzę, zresztą nie przepadam za tym napojem, jednak w Jordanii czarna herbata z odrobiną cukru i listkiem mięty smakowała mi bardzo.
A z mocniejszych napoi to próbowałam tamtejszego arraku (mocno anyżowy) i rum (całkiem niezły).